środa, 22 lipca 2015

O pisaniu

Bardzo lubię pisać, zawsze to lubiłam i zawsze mi nawet szło. W szkole jedna polonistka okrzyknęła mnie urodzonym pisarzem, inna postawiła naciąganą 4 i stwierdziła, że nie wiem na czym polega konstrukcja zdania. Wtedy zrozumiałam, co znaczy znane wszystkim powiedzenie, że o gustach się nie dyskutuje. 

W ogóle wychowana zostałam tak, że się nie dyskutuje. Bo starsi i mądrzejsi, bo jak będziesz w moim wieku to będziesz wiedziała więcej, bo się nie mądruj, bo jak będziesz pyskować, to... Przełamałam się w pierwszej pracy, jak poczułam ile daje nadstawianie drugiego policzka starym wrednym babom i samozwańczym specjalistom. Ale ciętego języka dorobiłam się dopiero w korpo, w stolicy, w warunkach telefonicznych i niesprzyjających. Przedyskutowałam to ze sobą i stwierdziłam: albo jesteś szmata do sprzątnięcia wszystkiego na pstryknięcie palców, albo wykorzystujesz tę jedną z niewielu rzeczy, jakich nauczył cię ojciec: czyli honor. 

Zaczęłam się unosić honorem, jak mnie (potocznie mówiąc) chciano zajechać, wobec której to sytuacji wzbudzał się mój najszczerszy bunt. I stała się rzecz najdziwniejsza: zaczęto mnie szanować. Przynajmniej powierzchownie. [Setki razy wyobrażałam sobie te rozmowy telefoniczne: "Słuchaj, czy byłabyś tak miła i mi wysłała? Wiem, że późno, ale taką tu mam sytuację... Wielkie dzięki". Tiiit tiiit tiiit. "Esz ty mendo, smarkula pieprzona mnie tu będzie ustawiać kurwa mać"]. Ale mi wisiało, bo się czułam fair sama ze sobą. Bo się czułam odszmacona, stałam się we własnych oczach dorosła.

A potem dorosłam. Ale o tym innym razem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz